„Nieszczęście jest siłą napędową tworzenia” – mówi Javier Peña, twórca podcastu „Grandes infelices”

Dla setek tysięcy ludzi hiszpański dziennikarz i pisarz Javier Peña (A Coruña, 1979) był przede wszystkim głosem. Głosem, który w podcaście Grandes infelices co dwa tygodnie proponuje: „Wyobraź sobie powieść z tą fabułą”. Powieść nie istnieje, a przynajmniej zacznie istnieć w tym momencie i w ciągu 45 minut, w ciągu których Peña będzie tworzył opowieść o życiu i błędach autora (powiedzmy Horacio Quirogi, Lucíi Berlín, J.D. Salingera) oraz ich twórczości. „Trochę się męczę z tą krytyką nieszczęścia” – mówi teraz w Buenos Aires.
Peña jest od kilku dni w Argentynie, gdzie przyjechał, aby zaprezentować swoją książkę „Invisible Ink” (Blackie Books), której okładka zdradza związek z podcastem . Znajdziemy tam te same kolory, historie autorów, których narrację zna tak dobrze. Różnica polega jednak na tym, że w tekście otwiera on drzwi do własnego życia. Narrator momentami staje się również protagonistą, choć nie ma w tym żadnego ekshibicjonizmu. Jest coś jeszcze. Jest, jak mówi od pierwszych stron, śmierć jego ojca .
„Podcast i książka funkcjonują niemal jak dwa filary tego samego projektu ” – wyjaśnia w kawiarni w Palermo, krótko przed prezentacją książki w księgarni Verne. „Wszystko zaczęło się w momencie śmierci mojego ojca. Po czterech latach milczenia z powodu kłótni poszedłem odwiedzić go w szpitalu, gdzie niewiele było już do zrobienia dla jego zdrowia, a zamiast opowiadać o tym, co nam się przydarzyło, ojciec opowiadał mi historie, opowiadał o życiu pisarzy . I to jest jedna z jego szczególnych cech. Jest wielu czytelników, ale niewielu potrafi opowiedzieć o życiu pisarzy. Wtedy mnie to zdezorientowało i myślę, że zrozumiałem to dopiero, gdy napisałem tę książkę, trzy lata później”.
Zrozumiał, że więź z ojcem opierała się na innym materiale . Może nie było aż tylu uścisków, ale natura tej komunikacji opierała się na opowieściach. „Przez 42 lata, które spędziliśmy razem, mój ojciec i ja rzadko rozmawialiśmy bezpośrednio o tym, co czujemy. Zamiast tego opowiadaliśmy sobie historie ” – pisze w książce „Invisible Ink”.
A później dodaje: „W młodości myślałem, że opowieści dostarczają mi jedynie rozrywki; to znaczy czegoś zbędnego. Później, kiedy zostałem pisarzem, opowieści stały się moim sposobem na życie; stały się funkcjonalne i niezbędne. Musiałem czekać aż do śmierci ojca, żeby zrozumieć, że są czymś o wiele więcej. Są potokiem, który kształtuje moje idee, esencją tego, kim jestem . Nie chodziło o to, że ja i mój ojciec byliśmy związani z opowieściami: opowieści były naszą relacją”.
Tak więc te życia (dziesiątki przeczytanych i przeanalizowanych biografii) stały się bohaterami książki, ale także podcastu. „ Ten projekt badania życia pisarzy bardzo mi pomaga, ponieważ porównywanie ich losów z moim przynosi mi ukojenie. W końcu przeżyli te same traumy co ja i zrobili, co mogli, aby je przezwyciężyć ” – mówi.
Pisarz Javier Peña w Eterna Cadencia. Zdjęcie: Maxi Failla.
Innym aspektem, który zainteresował go w tych życiowych podróżach, był wyraźny wspólny mianownik: nieszczęście ich bohaterów . „Jestem pewien, że ta szczególna wrażliwość znajduje odzwierciedlenie w ich twórczości. Myślę, że to siła napędowa ich twórczości ” – potwierdza.
Mówi, że nie chce wiedzieć, ilu widzów ma podcast, ale dane, które tu i ówdzie się pojawiają , wskazują na 300 000 osób, z czego połowa po tej stronie Atlantyku . Ta liczba go zaskakuje, nawet gdy mówi o niej z pewną skromnością. Nie ma ona nic wspólnego z jego pierwotnymi wyobrażeniami. „Wiedziałem , że chcę prowadzić podcast, żeby utrzymywać kontakt z czytelnikami między kolejnymi książkami, które ukazują się mniej więcej co trzy lata” – wspomina.
Do tego czasu Peña połączył pracę dziennikarza i publicysty, publikując w 2019 roku swoją debiutancką powieść „Infelices” , opowiadającą o porażce i tyranii oczekiwań. Wydawnictwo Blackie Books przeczytało ją 12 000 osób. Nieźle jak na debiut. Następnie opublikował „Agnes” , swoje drugie dzieło beletrystyczne. Pomiędzy tą książką a „Tintą Invisible” , 17 marca 2022 roku ukazał się pierwszy odcinek jego serii, poświęcony Kurtowi Vonnegutowi . Będzie ich jeszcze 24, a prace nad nowym sezonem są już w toku .
Ale zanim to nastąpiło, w szpitalnym pokoju, gdzie jego ojciec, po czterech latach milczenia, chciał wiedzieć, jaką książkę czyta, rozpoczęła się podróż wiedzy i samopoznania , która oscylowała między śmiercią Fernanda Peñy a epizodem poświęconym Vonnegutowi. „W trakcie tego procesu, przez pierwsze sześć lub siedem miesięcy, przeczytałem wiele biografii i zdałem sobie sprawę, że istnieje wiele wspólnych cech między wszystkimi pisarzami , nawet jeśli pochodzą z różnych stuleci i różnych stron świata”.
Te zbiegi okoliczności stanowią filary, na których opierają się rozdziały „Niewidzialnego atramentu” : ego, zazdrość, znaczenie szczęścia, cierpienie, wyobraźnia… Z tymi myślami w głowie zaczął pisać. Ale sprawy potoczyły się trochę nie tak: „Zaczynam pisać i pojawia się mój ojciec , pojawia się pożegnanie ze szpitala i wtedy uświadamiam sobie, że mój ojciec musi być kręgosłupem tej książki”.
To odkrycie, wspomniane w wywiadzie bez dalszych szczegółów, zostało zrekonstruowane w książce w zapierającej dech w piersiach narracji, która porusza nawet najbardziej zdystansowanego czytelnika . Z szoku mężczyzny, który w obliczu Costa da Morte nie może powstrzymać łez, rodzą się książka i podcast, które rzucają światło na smutek i cierpienie . Nie ma idei mniej „instagramowalnej” i nie na miejscu w teraźniejszości, która domaga się szczęścia nieustannie, bez chwili wytchnienia.
Pisarz Javier Peña w Eterna Cadencia. Zdjęcie: Maxi Failla.
„ Tyrania szczęścia bardzo mnie interesowała, bo jestem bardzo nieszczęśliwy ” – mówi, patrząc mi w oczy. „Jestem osobą, która bardzo cierpi, która się torturuje, która się karze, która ma nerwicę. I tak naprawdę nie ma w moim życiu niczego, co by to usprawiedliwiało. Na szczęście są nieszczęścia wynikające z choroby czy wojny, a ja ich nie mam. Poświęcam się temu, co kocham, nie mam problemów finansowych, zdrowotnych, w związkach. A jednak jestem strasznie nieszczęśliwy. Dlatego chciałem przyjrzeć się autorom, których podziwiam, dowiedzieć się, jak sobie z tym radzą, i w pewnym sensie podobało mi się też, że mieliśmy braterstwo nieszczęścia”.
Dla Javiera Peñy z tego bólu coś się rodzi: twórcza energia, potrzeba. Dlatego, pytany o tytuł „ Grandes infelices” (Wielcy Nieszczęśliwi ), który ma pejoratywny wydźwięk, rzuca się na głęboką wodę i mówi: „ Ale co w tym złego, że są nieszczęśliwi ? Jeśli z 24 autorów, których monografie mam, ośmiu popełniło samobójstwo, czy uważasz, że nie byli nieszczęśliwi? Dla mnie to wcale nie jest pejoratywne. Nie. Dla mnie jest odwrotnie; trzeba go kochać bardziej, bo spójrz, jak cierpiał, a mimo to potrafił tworzyć ”.
Tyrania szczęścia go przytłacza. Jego ton zdradza nawet, że go to złości: „Nie wiem, jak ty to odczuwasz, ale widzę narastające nieszczęście u ludzi, których znam . Mamy wszystko, więcej niż kiedykolwiek, a mimo to widzę brutalne problemy ze zdrowiem psychicznym i problemy psychologiczne. Dlaczego więc, do cholery, musimy udawać, że jesteśmy szczęśliwi? Bo społeczeństwo tego od nas wymaga? Cóż, może to jeden z naszych problemów: oczekuje się od nas, że będziemy żyć tak, jakbyśmy byli na Instagramie całymi dniami. Ale Instagram to największe kłamstwo, jakie istnieje. Ludzie ciągle publikują zdjęcia z podróży, na których przeżywają koszmary; albo ze swoich wieczornych wyjść, a prawda jest taka, że nie bawili się najlepiej. Ta idea w mediach społecznościowych, że musimy się sprzedawać jako najlepsi, jak to tylko możliwe – uważam, że to niewolnictwo , które pogłębia problemy i nieszczęście”.
Na jednym oddechu, niemal bez oddechu. Prawie jak przeprosiny za prawo do złego samopoczucia. „Czemu się do tego nie przyznać? Skoro zaakceptowałem, że jestem nieszczęśliwy i że zawsze taki będę, jestem spokojniejszy ” – podsumowuje.
Grandes infelices ma nowy program specjalny poświęcony pisarzom i ich miastom : „Archaiczna Grecja” Safony; „Późne średniowiecze” Dantego; „Imperium mongolskie” Marco Polo; i „Troja” Homera Heinricha Schliemanna. W ostatnich minutach Javier Peña zapowiada serię poświęconą wyłącznie temu tematowi, rozpoczynającą się we wrześniu.
Przewiduje, że na liście bohaterów znajdzie się Argentyńczyk: Jorge Luis Borges i miasto Buenos Aires . „Będzie też Kafka i Praga; Dostojewski i Petersburg. I dwie autorki” – przewiduje. Ale żeby je odkryć, jak pod koniec każdego odcinka, trzeba będzie trochę zgadywać i trochę poczekać.
Invisible Ink , autorstwa Javiera Peña (Blackie Books)
Clarin